Do takiego wniosku, jak w tytule, dojść musi każdy, kto na poważnie chciałby traktować teksty wypisywane przez zwolenników UPR.
Jakiś czas temu, na swoim blogu Korwin Mikke oraz jego zwolennicy w komentarzach u mnie przekonywali, że hitlerowski faszyzm to problem lewicy... Popukałem się po głowie, bo poważniej komentować tego chyba nie potrzeba. Wystarczy wspomnieć, że typowa dla faszyzmu retoryka narodowa i rasowa nie ma akurat nic wspólnego z lewicą a jest samą esencją prawicowości.
Przeszedłem nad tymi niedorzecznościami do porządku dziennego, ale reakcje tych samych osób na sobotnią śmierć Jörga Haidera zmusiły mnie do przetarcia oczu ze zdumienia.
Kim był Haider? Rasistą i antysemitą. Opluwał nie tylko imigrantów ale i Austriaków, których nazwiska były nie dość niemieckie. Politykiem uosabiającym ksenofobię i nazistowską przeszłość Austrii, synem aktywnego funkcjonariusza NSDAP. Chwalił austriackich weteranów Waffen SS („to przyzwoici ludzie". „Waffen SS były częścią Wehrmachtu i z tego powodu należy się im cześć i uznanie").
Po jego śmierci na prawicy, zwłaszcza tej upeerowskiej, zapanowała rozpacz - wystarczy poczytać teksty Korwina Mikke i Free Your Mind`a.
Niech mi to ktoś wytłumaczy!
Skoro hitlerowski faszyzm był lewicowy, to dlaczego Jörg Haider, gorliwy wyznawca Hitlera i ideologii faszystowskiej, wzbudza płacz prawicy? Dlaczego uważają go za prawicowca będącego młotem na lewicę?
Albo druga sprawa, kiedy G. Grass przyznał się do służby w Waffen SS, prawica podskakiwała z oburzenia i chciała mu odebrać wszystko - od Nobla po obywatelstwo Gdańska. Gdy zginął Jörg Haider, czczący za życia owe Waffen SS, ci sami prawicowcy płaczą za nim. Czyli Grass w SS był zły, a Haider sławiący SS był dobry?
Czy ktoś to rozumie?